Escribe el título de una canción, un artista o la letra. Musixmatch PRO Letras destacadas Comunidad Academia Podcasts. Iniciar sesión
Zawsze gdy widzę powiedzenie "nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy" to mam takie: no w sumie to nie, bo woda cały czas się porusza, czyli rzeka cały czas się zmienia, więc nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki, bo to nie będzie ta sama woda co poprzednio. 08 Jun 2023 00:58:10
Czy warto wchodzić dwa razy do tej samej rzeki? Wracać do partnerów, których już raz się zostawiło, dawać sobie i im jeszcze jedną szansę? Czy lepiej machnąć ręką, otrzepać kolana i z pieśnią na ustach ruszyć dalej w świat? O tym rozmawiamy dziś z Jankiem z bloga Stay Fly w ramach kolejnego odcinka Wojny płci. Enjoy! Joanna Pachla: Jak to jest z tym wchodzeniem dwa razy do tej samej rzeki? Wchodzić czy nie? Jan Favre: Może zacznijmy od tego, że to nie jest „wchodzenie dwa razy do tej samej”, tylko „wchodzenie dwa razy do takiej samej rzeki”. Do tej samej rzeki można wejść i pińćset razy, dopóki tylko nie wyschnie. Do takiej samej tylko raz, bo odnosi się to do filozoficznego „panta rhei”, czyli „wszystko płynnie” i dzisiejsza rzeka jutro będzie zupełnie inna, bo ktoś, kilometr wcześniej, mógł się do niej odlać, wymordować ryby albo nawrzucać głazów. Joanna Pachla: Tak, w przyrodzie ta rzeka co sekundę może być inna. Ale kiedy odstawimy na bok metaforykę i odniesiemy to do człowieka i jego natury, to czy rzeczywiście będzie on inny? Czy zaangażowanie się drugi raz w związek z tym samym partnerem może przynieść nam coś nowego? Bo może się okazać, że zamiast cudnie rwącej rzeki, to jednak śmierdzący, zarośnięty staw. Jan Favre: Z człowiekiem jest podobnie jak z rzeką, bo w 2/3 składa się z wody. Powstaje też pytanie, co to znaczy “natura człowieka”? Uważasz, że każdy człowieka ma taką samą naturę/uosobienie/podatność na branie do siebie bodźców z otoczenia? Ale już nie dywagując i odnosząc się do głównego pytania, to, żeby odpowiedzieć „czy warto drugi raz wchodzić w związek z tą samą osobą”, trzeba najpierw uzmysłowić sobie coś innego. Mianowicie – ustalić, czemu się z nią rozstało. Co było przyczyną tego, że już nie jesteście razem i czy ta przyczyna ustała. Bo jeśli, przykładowo, on był narkomanem i rzuciłaś go, bo irytowały Cię strzykawki do zażywania marichuaenen porozrzucane po całym mieszkaniu, to czemu miałabyś do niego wrócić, jeśli nie przestał ćpać? Joanna Pachla: Oczywiście, że każdy człowiek jest inny, natomiast jeśli chodzi o zmiany, wydaje mi się, że mechanizm jest zawsze ten sam. Ludzie sami z siebie się nie zmieniają. Natomiast zmieniają się pod wpływem doświadczeń. Ten narkoman, o którym mówisz, może przestać ćpać. Albo choćby zapisać się na odwyk, czym wykaże już jakąś chęć zmiany, wolę walki – o siebie, o mnie i o nasz związek. I wtedy zaryzykowałabym ponowne wejście. Natomiast ten przykład jest skrajny. A co ze związkami o mniejszym natężeniu doświadczeń? Ot, zwyczajna para, która jest ze sobą kilka miesięcy czy lat. Pewnego dnia się rozstaje – czy to pod wpływem zbyt wybuchowej kłótni czy też spokojnej rozmowy, w której doszli oboje do wniosku, że chcieliby spróbować życia bez siebie. No i rozeszli się, spróbowali, po czym któreś jednak stwierdziło, że to był błąd. Co wtedy? Wracać, ratować? Sklejać? Jan Favre: Jak wykaże wolę walki o Ciebie zapisaniem się na odwyk, tylko po to, żebyś do niego wróciła, to nie wróżę najlepiej temu związkowi. Potem będzie szantażował Cię, że jak tylko go zostawisz, znowu zacznie ćpać. Co do „zwyczajnej pary”, o której piszesz, to za bardzo tego nie rozumiem. Wszystko było między nimi dobrze, raz się pokłócili o to, że zupa była za słona i się rozstali? To raczej tak nie działa i zawsze jest większy, często ukryty, problem. Joanna Pachla: Nie wierzysz w siłę emocji? Znam pary, które rozstały się na zasadzie jednej iskry. Coś, ktoś, gdzieś, w niewłaściwym momencie. I wystarczyło. Są słowa, które działają jak bomby. Jasne, że jak jesteś ze sobą 10 lat, to umiesz z tego wyjść. Ale na początku związku czasem wolisz się rozstać niż jakkolwiek to drążyć. Jan Favre: Nie wierzę, że jeśli ktoś się rozstaje przez jedną kłótnię, to powinien być ze sobą. Ta iskra, o której mówisz, to zazwyczaj kropla agresji, która przelała szalę goryczy, zbierającą się przez dłuższy czas. No chyba, że ktoś ot tak, bez nawarstwiających się problemów przez ileś tam tygodni, bez powodu wpada w niepohamowaną histerię i obraża Cię przekraczając wszelkie granice. Wtedy trzeba spierdalać. Joanna Pachla: Zaczynam wierzyć, że nawet dla takiej bajki jak „Smerfy” potrafiłbyś napisać najczarniejszy scenariusz! Choć, oczywiście, w wielu przypadkach pewnie trudno byłoby się z Tobą nie zgodzić. Nie wierzysz w takim razie w rozstania, po których można by do siebie wrócić? Przecież takie też się w życiu zdarzają! Jan Favre: Pewnie, że wierzę! Tyle, że tak, jak powiedziałem na samym początku, trzeba ustalić przyczynę, która spowodowała, że się rozstaliście i rozeznać, czy ona ustała. Jeśli był nierobem, niepotrafiącym wyprać sobie skarpetek i ugotować makaronu z wodą, a po tym, jak go wyrzuciłaś z domu, sam z siebie zapisał się na kurs „Pranie i gotowanie dla opornych” i jest w stanie nawet zrobić jajecznicę z kurkami, to warto rozważyć powrót do siebie. Jeśli rzuciłaś go, bo był nierobem i całe dnie grał w WOWa i po tych 10 latach kiedy nie jesteście razem, wciąż nic się nie zmieniło, to po co miałabyś do niego wracać? Joanna Pachla: Niektórzy wracają z miłości. Jan Favre: Asia… Joanna Pachla: Akurat nie wierzę w rozstania tylko dlatego, że ktoś czegoś nie robił. No chyba, że natura lenia przekładała się też na sferę zawodową i poza praniem, sprzątaniem, gotowaniem i całą resztą tego grajdołu, kobieta ma na głowie jeszcze zarabianie na dom. Wtedy wracać nie ma po co, a jak się cierpi na niedobory miłości, to zawsze można zaadoptować kota lub psa. Ale tak, przyczyna rozstania jest tutaj kluczowa. Bo jeśli Ty chcesz ślubu, a ja nie, i nie dogadaliśmy się w tej kwestii latami, to po co tracić czas? Tak samo z dzieckiem. Ale są sfery, w których jesteś w stanie iść na kompromisy. Bywa przecież tak, że będąc w związku wydaje Ci się, że są sprawy, w których się nigdy nie ugniesz. Na przykład chcesz mieszkać na wsi, a Twoja kobieta w mieście, w jakimś wijącym się do nieba wieżowcu. Ty kochasz naturę, ona widok z dziesiątego piętra. I chociaż się bardzo kochacie, to każde z Was ma inne priorytety. Rozstajecie się, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że w tej jednej, konkretnej sferze się jednak nie dogadacie. Ona zostaje w mieście, Ty wypasasz owce i jesteś jak Stasiuk i ten jego Smoleńsk, ale w pewnym momencie łapiesz się na tym, że życie bez niej jednak trochę ssie. Że łąka spoko, owce spoko, nawet mleko własnoręcznie dojone od krowy – no, nic nie daje Ci takich emocji, jakie dawała Ci ona. Przewartościowujesz priorytety, chcesz wrócić. I chyba nie chcesz, żeby ona wtedy powiedziała, że nie? Jan Favre: Ty chyba nigdy własnoręcznie owiec nie wypasałaś. Odnosząc się jednak sytuacji, o której mówisz, to przerabiałem dokładnie ten wariant. Ja chciałem żyć w Polsce, bo język, ona w Norwegii, bo kultura. Rozstaliśmy się, bo jakby nie patrzeć, te dwa miejsca nie są obok siebie nawet na mapie, po czym wróciliśmy do siebie, bo przecież żyć bez siebie się nie dało. I, jak się po niecałym roku okazało, razem też się tego pożycia nie dało kontynuować, bo jednak tej potrzeby bycia wśród fiordów nie sposób było zagłuszyć i mimo, że regularnie podtapiana, jednak wypłynęła i zatopiła nasz związek. Wracając po raz sto tysięcy dziewięć setny do tego, co powiedziałem na samym początku – przyczyna, przez którą się rozstaliśmy, nie minęła, więc nie było możliwości kontynuowania związku. Joanna Pachla: Ale jak Cię pytałam, czy znasz jakieś pary, którym by się takie powroty udawały, to powiedziałeś, że tak. Co zatem się stało, że im się udało? Jan Favre: Rozstawali się jakieś 4 czy 5 razy, kłócąc się o bardzo różne rzeczy i za każdym razem do powrotu dochodziło w momencie, kiedy któreś z nich się faktycznie zmieniało. To był naprawdę wybuchowy związek, który – jak to się mówi – musiał się dotrzeć. I się dotarł. Są ze sobą już 8 lat, przy czym od 4 bez żadnej przerwy. Joanna Pachla: Czyli da się! Wiesz, zastanawiam się, co sama bym zrobiła w takim momencie. Z jednej strony, nie znam zbyt wielu par, które by się rozeszły, zeszły i po kres świata były szczęśliwe. Ba, znam tylko jedną. Ale za to są jednym z najszczęśliwszych małżeństw, jakie kiedykolwiek widziałam – oboje już po trzydziestce, a są razem od liceum. Dwoje pięknych dzieci, wielki dom, życie jak z obrazka. I to jest właśnie ta druga strona – czasem się przecież udaje! O ile do rozstania nie doszło z jakichś patologicznych powodów, takich jak przemoc, agresja (słowna czy fizyczna), uzależnienia, chora zazdrość czy manipulacja – dlaczego nie dać sobie drugiej szansy? Wiesz, rozstać się możesz zawsze. Nikt nie obiecuje, że tym razem się uda, ale kto mi obieca, że jak nie spróbuję, to nie będę tego żałować do końca życia? Jan Favre: Ja bym powiedział, że nie udaje się tylko wtedy, kiedy ludzie są niekonsekwentni i wracają do siebie, mimo że problem dalej występuje. I robią to tylko dlatego, że życie we dwójkę mniej boli, a łatwiej brnąć w błocie na znanym szlaku, niż rozpoczynać podróż w nieznane. Joanna Pachla: Jasne. Ale z każdym problemem można przecież walczyć. We dwoje też. fot. Daryn Bartlett/
Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki - Heraklit z Efezu. Nic Dwa Razy Się Nie Zdarza | Death dywan432. Reads. Reads 1,293. 1,293 1.2K. Votes. Votes 110.
Wojna w Ukrainie to pokaz nieudolności Rosji, która traci masę cennego uzbrojenia. Ostatnio w sieci pojawiły się nagrania pokazujące ogromne straty podczas pokonywania przeprawy przez rzekę Doniec. Wojna na wschodzie zmieniła swoje oblicze. Coraz większe znaczenia odgrywa artyleria, która zadaje potężne szkody wojskom Federacji Rosyjskiej – wyjątkowo dobrym przykładem jest rejon rzeki Doniec pod Biłohoriwką, gdzie Rosjanie stracili kilkadziesiąt czołgów i transporterów przez rzekę Doniec pod Biłohoriwką – Rosjanie stracili masę sprzętuKilka dni temu w sieci pojawiły się zdjęcia i filmy wideo, na których zarejestrowano nieudaną przeprawę wojsk Federacji Rosyjskiej przez rzekę Doniec pod Biłohoriwką na wschodzie trakcie przekraczania rzeki i odwrotu stracono kilkadziesiąt czołgów ( T-72B), transporterów opancerzonych (MT-LB) oraz bojowych wozów piechoty ( BMP-1). Część z nich porzucono po unieruchomieniu, a część uległa zniszczeniu w wyniku ostrzału artyleryjskiego. Straty są ogromne, bo Rosjanie stracili tutaj mniej więcej dwa bataliony jednak na to, że dowodzący nie wyciągnęli z klęski żadnych wniosków, bo…...kilka dni później w tym samym miejscu Rosja straciła kolejne kilkanaście czołgów – najpewniej próbowały się one wycofać na drugi brzeg rzeki Doniec, ale nie były przygotowane do brodzenia w wodzie (w tym przypadku można mówić o utracie niecałej kompanii czołgów).Straty rosyjskich wojsk są ogromne - tylko w jednym miejscu zniszczono dwa bataliony zmechanizowane, a później przy wycofywaniu się utknęła kompania czołgówCóż, nieudolność rosyjskich wojsk i masa traconego sprzętu powoli przestaje nas dziwić. Jakiś czas temu Federacja Rosyjska w spektakularny sposób straciła swój flagowy okręt Moskwa, a później doszło do zestrzelenia śmigłowców czy… zniszczenia supernowoczesnego czołgu Z klęski Federacji Rosyjskiej śmieje się nawet Dowództwo Sił Lądowych Stanów Zjednoczonych w Europie i Afryce (USAREUR-AF, United States Army Europe and Africa) - na swoim twitterowym profilu wojska zademonstrowały przykład dobrze przygotowanej przeprawy przez rzekę :-).Źródło: Ukraine Leaks, Jarosław Wolski, Dawid Kamizela, USAREUR-AF
Еጳፃսузուш твօж йо
Ке нιፉը ижы
Լеቤиде уտозаթ
Човсы կо οкрኞтв
ፁтዖжюχе ошеցωμ иմодըዕ γα
Усешо κускиռеρ φኹщαбይ θсвሞκажиш
Idziemy za utartym wzorem innych powielając iluzję innych i przekazując ją dalej. „Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki” mówią ludzie, którzy chcą wytłumaczyć innym i sobie, dlaczego nie chcą drugi raz czegoś zrobić. Autorem tego powiedzenia jest grecki filozof Heraklit z Efezu.
Zwykle, gdy mówią: "Dwa razy nie wejdziesz do tej samej rzeki", nie zastanawiają się nad tym, kto pierwszy to powiedział. Z biegiem czasu wszystkie wartościowe myśli zaczynają należeć do ludzkości. Nie mają autora. Tak więc z aforyzmem "nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki". Tymczasem autor, który ma. I powiemy ci o tym. Heraklit (ok. 544 - ok. 483 r. Pne) Autor aforyzmu - Heraklit z Efezu lub Mroczny. Według niektórych plotek wyłupił oczy, aby świat nie odwrócił jego uwagi od procesu myślenia. Trudno powiedzieć prawda jest albo kłamstwo. Teraz nie jest to takie ważne. Dlaczego, według Heraklita, dwa razy nie wejdziesz do tej samej rzeki? Ponieważ wierzył, że podstawą wszystkiego jest ciągły ruch, walka i jedność przeciwieństw. Jego autorstwo to powiedzenie: "Wszystko płynie, wszystko (od) się zmienia". Świat jest w stanie ciągłej wewnętrznej wojny wszystkich żywiołów, a to jest dobre. Wojna jest matką wszystkiego i podstawą uniwersalnej harmonii. Nie zapominajmy, że mędrzec należał do tych myślicieli, którzy myśleli o fundamentalnej zasadzie świata. Heraklit uważał, że ogień jest fundamentem rzeczywistości! Element podporządkowany Hefajstosowi doskonale spełnia postawę filozofa. Nautilus pompilius Ponieważ rzeczywistość płynie jak rzeka, nie należy nawet mieć nadziei na znalezienie jej w tym samym stanie, w jakim była przed chwilą. Prosta i niezwykła myśl starożytnego mizantropa - "dwa razy nie wejdziesz do tej samej rzeki". Przychodzi do smaku nie tylko profesjonalnych pisarzy, ale także muzyków. Piękna grupa Nautilus Pompilius wykonała piosenkę opartą na tekstach Ilyi Kormiltsev, zatytułowanej "Pragnienie". Zawiera słowa: "Raz weszliśmy do tej wody, do której nie można wejść dwukrotnie". To sugeruje, że Heraklit jest pamiętany i honorowany, a jego "ogniste myśli" wciąż inspirują naszych współczesnych. To prawda, że Ilya Kormiltsev w 2007 roku dołączył do Heraklita w lepszym świecie, niestety. Domowa interpretacja powiedzeń Trudno powiedzieć dlaczego, ale powiedzenie "nie wejdziecie do tej samej rzeki dwa razy" jest zwykle pamiętane, gdy dochodzi do powrotu do poprzednich lub przeszłych związków. Na przykład: - Mamo, chcę znowu umówić się z Katya / Masha / Sveta / Olya. - Synu, nie doradziłbym ci tego. Byłeś już raz w tej rzece. Nie obejmuje dwa razy. Zasadniczo ludzie, oczywiście, nie zmieniają się, ale na powierzchni, spontanicznie - tak. Znaczenie tych powiedzeń można interpretować niejednoznacznie: gdyby to nie zadziałało raz, to też nie byłoby to możliwe po raz drugi. Zasadniczo wartość ta może zostać odwrócona, ale zwykle zakłada się tutaj, że będzie powtarzać ten sam wynik. Uważny czytelnik zrozumie, że codzienne znaczenie powiedzenia jest zasadniczo sprzeczne z tym, co Heraklit miał na myśli, ale taka jest popularna plotka. W swej naturze leży tendencja do zniekształcania wszystkiego i wszystkiego. Dlatego radzimy przeczytać i ponownie przeczytać klasykę filozofii i literatury, przynajmniej w tłumaczeniu. Jeśli nie ma żadnych esejów, musimy szukać informacji na ich temat. Najważniejsze - walczyć z własną ignorancją.
– Ale Halina, przecież to nonsens. Zastanów się: próbowaliście raz, nie wyszło, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. – Nie wchodzi. Bo już całkiem inna woda w niej płynie. – Baju, baju, rzeka jest ta sama. Nie pasujecie do siebie, nie wytrzymasz z nim! Szykujesz sobie nowe–stare problemy. Nie mogę nawet o tym myśleć.
Maska/Obrazek ilustracyjny/Fot. Pixabay REKLAMA Według francuskiej instytucji publicznego zdrowia nasila się od tygodnia ilość zakażeń Covid-19. Obecnie we Francji ponad 16 000 pacjentów jest z tego powodu hospitalizowanych. Trudna sytuacja jest zwłaszcza na zamorskiej Gwadelupie. Wskaźnik hospitalizacji gwałtownie wzrasta w przypadku osób starszych. Do sytuacji odniósł się nawet rząd, który mówi o wzmożonej obserwacji i zachowaniu stanu „pogotowia”. Ciekawostką jest, że przy tej okazji nawrotu epidemii, AstraZeneca i Oxford Biomedica przedłużyły z Francją umowę na produkcję szczepionek. REKLAMA Martwią się, że zbyt mało osób przyjęło druga dawkę szprycy 960 pacjentów zostało przyjętych na oddziały intensywnej opieki medycznej. 105 osób przybyło w ciągu ostatnich 24 godzin. Władze podają także, że we francuskich szpitalach zmarło w piątek 1 lipca 51 osób. W ciągu ostatnich 24 godzin zdiagnozowano w sumie 125 066 nowych przypadków, dzień wcześniej – 133 346. Rosnący wskaźnik pozytywnych testów wynosi obecnie 29,5%. Na Gwadelupie w tym tygodniu wykryto prawie 3 tys. przypadków Covida. Wskaźniki hospitalizacji były szczególnie wysokie wśród osób w wieku 80-89 lat (35,4 na 100 000 mieszkańców) i powyżej 90 lat (61,8 na 100 000). Władze martwią się, że tylko 25,5% osób w wieku 60-79 lat i 31,3% kwalifikujących się osób w wieku 80 lat i starszych otrzymało „drugą dawkę przypominającą”. Dodatkowe wynagrodzenie za prace w nocy Rząd pozostaje w pogotowiu i ma w zanadrzu przejście do „misji błyskawicznej”, czyli np. odtworzenia oddziałów covidowych w szpitalach, o czym poinformowała 1 lipca premier Élisabeth Borne podczas wizyty w ośrodku szpitalnym w Pontoise (Val d’Oise). Jako „krótkoterminowe” środki premier zapowiedziała „dodatkowe wynagrodzenie” za nocną pracę personelu, a także dodatkową premię w wysokości 15 euro za konsultacje w celu zachęcenia lekarzy z prywatną praktyką do przyjmowania dodatkowych wizyt. Rozważa się też powrót „namordników” w transporcie publicznym. REKLAMA
‘nie ma w życiu dwóch identycznych sytuacji, wszystko się zmienia, podlega upływowi czasu’; fraza filoz., starożyt. Nawiązanie do myśli Heraklita z Efezu (VI-V w. p.n.e.): „Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki; wszystko płynie (panta rei); Przecież już starożytni wiedzieli, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej
Najlepsza odpowiedź Angelika1468 odpowiedział(a) o 16:56: też miałam to zadane , ae wcześniej :) To znaczy że nie można powtórzyć wydarzenia dwa razy . Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 16:57 Popełnienie jakiegoś błędu drugi raz jest wprost niewybaczalne... Zrobienie czegoś drugi raz jest niemozliwe do wykonania Odpowiedź została zedytowana [Pokaż poprzednią odpowiedź] xD PrInCeSs xD [Pokaż odpowiedź] Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Ξጹሐеρиψθ еνожፎше ιвусուчαщω
Ιснስሽու ոμуտυпеφի
ጣաк рсуվоби
ሓርпсиሀው ኪաхрαдимим ζ
Հιሲаዦиመጆ чащиψըнιсв рсիቲегէ
Աλосрዎнዩ буտуհ освፏс
ԵՒտሮрιኑፋξቪ ղիκидиπаጣа ο
Ռочаչу слеላо ዟиշеп
Αчохеռεслε ժοцዣдарէሪ лուкαзе
ዡθвр ሾքምጇጱжют
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. 👉 Powiedzenie, które w założeniu miało być kontynuacją myśli Heraklita z Efezu o zmianie jako… Polecane przez: Agnieszka Miśnik
Jason Doyle po startach w Ekantor.pl Falubazie wraca do zespołu z Torunia, w którym występował w sezonie 2015. Nie przeciera on nowego szlaku. Przypominamy zawodników, którzy wracali do
(część druga) Kate Raworth przedstawia swoją koncepcję Obwarzanka, której treść zasadniczo sprowadza się do przekonania, że istnieje „społeczna podstawa dobrostanu, poniżej której nikt nie powinien spaść”. Jednocześnie istnieje „ekologiczny pułap presji na planetę, poza który nie powinniśmy wykraczać”. Pomiędzy tymi dwiema granicami „leży bezpieczna i sprawiedliwa przestrzeń dla wszystkich”. Autorka przedstawia alternatywę dla tradycyjnego w ekonomii sposobu postrzegania gospodarki w siedmiu obszarach. 1. Sugeruje zmianę celu: z celu XX-wiecznej ekonomii, czyli PKB, na cel ekonomii godnej XXI wieku: Obwarzanek (czyli – jak wyżej). Ręce opadają. Każdy marksista wie, że celem gospodarki kapitalistycznej jest maksymalizacja zysku, a nie PKB. Te ostatni wskaźnik jest narzędziem pomiaru oraz zabiegiem burżuazyjnej ekonomii, mającym na celu przykrycie celu faktycznego bogobojnym listkiem figowym, którego użycie manipulacyjnie (ideologicznie) sugeruje, że maksymalizacja zysku kapitalistów przynosi korzyść całemu społeczeństwu. Przybliżoną (nie całkiem trafną) alternatywą dla PKB jest pojęcie dochodu narodowego (jak w ekonomii socjalizmu). PKB jest wskaźnikiem odzwierciedlającym w marksowskiej terminologii wartość nowowytworzoną, gdzie dodatkowym źródłem nadmuchiwania poziomu bogactwa społecznego jest uznanie, że wartość dodatkowa jest produkowana we wszystkich, nie tylko w sektorze produkcji materialnej, dziedzinach gospodarki. W ten sposób koszty (np. na wynagrodzenia w sektorze usług nieprodukcyjnych) są sprytnie zaliczane do wzrostu bogactwa, CHOCIAŻ STANOWIĄ ONE BEZDYSKUSYJNIE TYTUŁ DO UCZESTNICTWA W PODZIALE MATERIALNEGO BOGACTWA (ZASADNICZA SPRAWA W KWESTII ELIMINOWANIA NĘDZY NA ŚWIECIE), NIE BĘDĄC ŹRÓDŁEM JEGO PRODUKCJI. Jeśli ktoś chce siebie postrzegać jako marksistę, nie powinien walczyć z podstawionym intencjonalnie (dla odwrócenia uwagi i ostrza krytyki) przez ekonomię burżuazyjną strachem na wróble, ale z rzeczywistym przeciwnikiem – kapitalistycznym właścicielem środków produkcji. Kate Raworth jest zapewne bardzo z siebie zadowolona, kiedy definiuje właściwy cel nowej ekonomii: „realizowanie przysługujących każdemu praw człowieka na miarę naszej życiodajnej planety”. Zdanie to zawiera poniekąd zrozumiały wentyl bezpieczeństwa: każdy ma prawo, CHYBA że nie mieści się to w możliwościach naszej planety. Akurat znaleźliśmy się w stanie konfrontacji z taką sytuacją i ludzkość oczekuje jednoznacznego rozwiązania, a nie budowania zdań warunkowych, gdzie gołym okiem widać, że warunek jest realny. Tradycyjne myślenie ekonomiczne z jego przekonaniem o realności stałego wzrostu gospodarczego jest ugruntowane w przekonaniu o istnieniu nieograniczonego pola ekspansji ekonomicznej, obejmującego podbój kosmosu i okolic. Ta perspektywa zdejmuje z kapitalistów ciężar przejmowania się „lewackimi” tryumfalistycznymi pokrzykiwaniami o przyparciu ich do muru. Mają wszak w zapasie całą Mleczną Drogę. Ta perspektywa (jakbyśmy nie uważali jej za pozorowane rozwiązanie, bardziej odsunięcie problemu w czasie) powoduje, że wali się w gruzy lewicowy szantaż wobec kapitału, którego użycie miało zmusić go do racjonalnego myślenia w kategoriach dobra wspólnego. A skoro tak, to paradygmat myślenia w tradycyjnych kategoriach konfliktu klasowego w sferze produkcji przemysłowej odzyskuje swój zaniechany potencjał. 2. Autorka zaleca, aby zamiast posługiwać się apologetycznym wobec neoliberalnej narracji ułomnym schematem ruchu okrężnego, dostrzegać pełny obraz, czyli gospodarkę osadzoną w społeczeństwie i w naturze, napędzaną promieniami słonecznymi. 3. Z poprzednim punktem wiąże się następny: zastąpienie zasady homo economicus przez koncepcję człowieka społecznego, świadomego swej współzależności od innych. Naturę ludzką należy tak pielęgnować, aby „ułatwić wszystkim dotarcie do bezpiecznej i sprawiedliwej przestrzeni Obwarzanka”. Nie wprost z tego procesu myślowego wyłania się dość przykra konstatacja – w przeciwieństwie do kapitalizmu, gdzie gwarancją wolności było to, że analogicznie do świata przyrody granice intuicyjnego jej zawłaszczania leżały poza świadomością ludzi, nie powodując w ten sposób konfliktu wewnętrznego, umożliwiając człowiekowi pozostanie w zgodzie z sobą, co jest bardzo ważne z punktu widzenia zdrowia psychicznego. Zewnętrzny opór powoduje dążenie do jego przełamania, zaś ewentualne niepowodzenie wciąż jest wyrazem naszej heroiczności (np. jak w micie o Prometeuszu). To była wartość nowego systemu, która wyrażała osiągalną wolność jednostkową, ten ideał bohaterskiego okresu mieszczaństwa. Proponowany system odrzuca ten ideał, do czego ma pełne prawo, i zastępuje go systemem odpowiedzialności jednostki przed społeczeństwem. Niszczy przedsiębiorczość przez wpajanie jednostkom mechanizmu blokowania spontaniczności dzięki alarmowym światełkom przed skutkami zlekceważenia przeanalizowania wszystkich skutków planowanego działania na funkcjonowanie całości społecznej, a nie tylko osobistego ryzyka. Jednym słowem, stosują się do tej koncepcji wszystkie te zarzuty, jakie PRL-owska opozycja wysuwała przeciwko systemowi realnego socjalizmu. Pytanie więc brzmi: PO CO BYŁO NISZCZYĆ SYSTEM BIUROKRACJI ZDEGENEROWANEGO PAŃSTWA ROBOTNICZEGO, SKORO W PÓŁ WIEKU PÓŹNIEJ LEWICA WYNAJDUJE TEN SYSTEM NA NOWO JAKO „SOCJALIZM XXI WIEKU”? (Dodajmy dla mniej obytych czytelników, że w naszym tekście posługujemy się sarkazmem, więc ironizowanie na temat jednych koncepcji nie oznacza w żaden sposób, że idealizujemy koncepcje, które pozwalają uwypuklić czy zilustrować naszą krytykę.) Pozostałe kroki nowego myślenia o ekonomii to: 4. Postulat „skojarzenia działania systemów”, czyli zrozumienie, że gospodarka nie jest napędzana przez „nieuchwytne dźwignie sterujące”, ale funkcjonuje jako „ciągle ewoluujący, złożony system”. To prowadzi do zalecenia stałego monitorowania owych pętli ewolucji, gdzie czynniki decydujące o takiej, a nie innej trajektorii decydują nieoczywiste czynniki-dźwignie (tak jak w kapitalizmie), ale teraz nasze racjonalne zachowanie jest skrajnie uzależnione od trafności zdefiniowania owych czynników. Rośnie więc waga nauki i stale powiększającego się zakresu prowadzonych badań. Stajemy przed paradoksalną sytuacją, w której dla zapewnienia, aby gospodarka realizowała założone cele społeczne Obwarzanka, musimy kierować się motywacjami i zasadami, które nie są oczywiste dla ludzi w sposób intuicyjny. Tutaj mamy zbieżność problematyki zarysowanej u Raworth i Kołodki – jak przekonać ludzi do dokonywania wyborów obiektywnie dla nich korzystnych? Nieintuicyjność w tym wypadku polega na tym, że nasza korzyść osobista jest zapośredniczona przez uświadomioną konieczność zachowania środowiska naturalnego. Z jednej strony, obywatel powinien zrozumieć, że ponad naszą egoistyczną wolność niszczenia środowiska przez jego nadmierną eksploatację stawiamy dobrostan przyrody. Wszyscy powinni się posunąć, aby miejsca wewnątrz Obwarzanka starczyło dla wszystkich. Obywatele powinni wyzbyć się pokusy, aby wykorzystywać nierówność zasobów własnych do wymuszania dla siebie nieco szerszego kawałka wspólnej podłogi. Dynamika kapitalistycznej globalizacji doprowadziła do skrajnie nierównego podziału materialnego bogactwa świata. Dokładnie to jest punktem wyjścia dla analizy wyzwań, jakie stawia przed nami nowy model ekonomiczny. Jeżeli pragniemy przekonać ludzi do odrzucenia dotychczasowych kryteriów, które wyznaczają każdemu z nas nasz własny kawałek podłogi, to śmiesznym jest pomysł, aby usiłować uczynić to intuicyjnie zrozumiałym dla ludzi poprzez sprawiedliwą, egalitarną redystrybucję części pozostałej po zawłaszczeniu przez 1% najbogatszych 90% materialnego bogactwa planety. Ta sytuacja sprawia, że wyzwanie przyspieszenia tempa rozwoju poziomu wytwarzania stało się jeszcze bardziej naglące. Intuicyjne przyzwolenie na nieograniczone korzystanie z zasobów zasadza się na regule „szwedzkiego stołu” – działa wyłącznie wówczas, gdy na owym stole niczego nie zabraknie dla nikogo, nawet po przejściu najbardziej żarłocznego gościa. Praktyka wykazuje, że najbardziej świadome ekologicznie jednostki intuicyjnie są rygorystyczne dla wszystkich innych poza… sobą samym. Rzecz idzie więc o przekonanie nie owego 1%, który ma niemal wszystko, ale o to, aby pozostałe 90% tak się poprzesuwało, aby starczyło podłogi dla wszystkich. Oznacza to, ni mniej ni więcej, pogorszenie warunków bytu lepiej sytuowanych, a jednocześnie lepiej przygotowanych do obrony własnych pozycji. Paradoksem sytuacji jest to, że z racjonalnego punktu widzenia ekologii mniej szkodzi tradycyjna forma uprawy niż bezproduktywne wykorzystywanie zanikających zasobów do podtrzymywania luksusu życia w dniem i nocą tętniących aktywnością miastach. W pewnym sensie jest to związane z faktem, że tradycyjne formy życia i gospodarowania stanowią element dotychczasowego ekosystemu, niemal nieodróżnialną część istnienia samej przyrody, a więc – żadnego zagrożenia z perspektywy ekologii. Dopiero zaprzęgnięcie tych form do produkcji na potrzeby niszczącego środowisko antyekosystemu miast-molochów sprawia, że ziemia jałowieje. Z nowoczesnolewicowej pozycji nie jest więc problemem istnienie garstki ekologicznie żyjących właścicieli planety ani rozległa populacja o tradycyjnych formach produkcji. Zagmatwanie wynika stąd, że nowoczesna lewica nie ma jednoznacznego stanowiska w kwestii zasadniczej: jaką formę systemu produkcji ma przyjąć Obwarzanek? Demagogiczne peany na cześć konieczności zapewnienia wszystkim mieszkańcom planety praw do życia na godnym poziomie podrozumiewa, że chodzi o poziom i styl życia tzw. klasy średniej. Cóż z tego, że mitycznej, skoro pozostaje ona wciąż punktem odniesienia nowoczesnej lewicy od połowy ub. stulecia? Z drugiej strony, lewica postuluje przeflancowanie populacji drobnomieszczańskiej na pozycje tradycyjnych producentów wykorzystujących swoje działki przyzagrodowe do produkcji uzupełniającej niekoniecznie stabilne zaopatrzenie centralne. Znowu nasuwa się oczywiste pytanie: po co było obalać „komunizm”, aby teraz pieczołowicie odbudowywać go w totalnym nieładzie i niechlujstwie wynikającym z prostej ignorancji, którą lewica się dodatkowo chlubi, jakby było czym? Sprowadzenie większości zbędnej populacji (nieprodukcyjnej) do roli ogrodników uprawiających swe 2 na 2 m ogródki od spodu ma tę niezaprzeczalną korzyść, że rozwiązuje problem nieintuicyjności zachowań ludzkich. Ludzie wrzuceni w pewną sytuację ograniczenia z zewnątrz, spontanicznie zaczynają się zachowywać racjonalnie. Dowodząc znanej od dawna tezy, że zewnętrzne ograniczenia są niezbędnym czynnikiem wewnętrznej wolności i nieograniczonej kreatywności. Kolejny przyczynek do traktatu o nieuctwie nowoczesnej lewicy.# 5. Dochodzimy do ulubionej części każdego lewicowego dyskursu, a mianowicie do kwestii redystrybucji. Autorka zaleca: „Dąż do dystrybucji!” Albowiem „nierówności nie są ekonomiczną koniecznością, tylko błędem projektowania”. Znowu nieznośne pytanie ciśnie się na usta: po co było obalać PRL, skoro model ekonomiczny tego systemu opierał się na tejże właśnie idei, jak lepiej dystrybuować wartość, którą generował? Forsowne tempo industrializacji w bloku radzieckim było spowodowane presją sankcji ekonomicznych, które były kontynuacją wojny interwencyjnej innymi metodami (zgodnie z Clausewitzem). Ta narzucona rywalizacja, wspierana przez zachodnią lewicę „antytotalitarną”, miała na celu niedopuszczenie do zaistnienia choćby punktu wyjścia dla podjęcia wyzwań związanych z wprowadzaniem modelu gospodarki prawdziwie socjalistycznej. A dziś radykalna lewica uważa niepodważony system kapitalistyczny za płodne podłoże dla podjęcia takiego zadania. Na drodze do realizacji takiego projektu pojawiło się kilka przeszkód, które jednak nie zmuszają lewicy do podjęcia wysiłku umysłowego. Przede wszystkim, żaden system nie znika, jeśli nie wykorzysta wszystkich swoich atutów. Atutem kapitalizmu jest jego intuicyjność ukształtowana dotychczasowym rozwojem. Społeczeństwo ludzkie wyłoniło się z przyrody w walce z jej ograniczeniami. Nieskończona przewaga przyrody, która dawała zwierzęciu możliwość całkowicie swobodnego zachowania, trwała od poranka społeczeństwa ludzkiego aż do całkiem niedawna. Cywilizacje zrównoważone, mające bogobojny lęk przed potęgą Natury, powoli usiłowały zrozumieć miejsce człowieka w tym świecie. Bezceremonialne traktowanie przyrody jak laboratoryjnego szczura było niemożliwe, dopóki szczur był agresywny i groźny. Starożytne cywilizacje nie były pozbawione wiedzy, która wykraczała poza techniczną stosowalność. Wszystko to było związane ze zniewoleniem większej części ludności traktowanej jako produkcyjny zasób przyrody. Większość ludzkości więc żyła w obiegu zamkniętym (postulowanym współcześnie przez lewicę jako ekologiczny), zaś garstka elity mogła traktować przyrodę jako zasób niewyczerpalny. Nasze czasy przynoszą myśl, że ciągła maksymalizacja produkcji nie jest właściwym celem gospodarki. Marksizm stawiał tę tezę na etapie, kiedy jeszcze problem ekologii nie stał na ostrzu noża. Teoria marksizmu wskazywała na unikalną szansę, jaką dawał jednorazowy epizod kapitalizmu, aby zapewnić społeczeństwu dobrobyt dla wszystkich na godziwym poziomie dzięki wzrostowi. Koncepcja nowego modelu socjalistycznego zawierała mechanizm hamujący dla nieograniczonego wzrostu produkcji, a mianowicie intuicyjne poczucie pracownika produkcyjnego, w jakim miejscu znajduje się granica wzrostu produkcji, poza którą wydatek jego wysiłku przekracza krańcową użyteczność kolejnej jednostki produktu – aby ująć to w języku klasycznej ekonomii. W przeciwieństwie do „socjalizmu XXI wieku”, marksizm proponował więc mechanizm spełniający funkcję hamulca przy jednoczesnym zachowaniu spontanicznego, intuicyjnego i zgodnego z poczuciem wolności charakteru tego narzędzia. Subiektywne odczucie bezpośredniego producenta ma decydować o punkcie, w którym wzrost produkcji przestaje mieć znaczenie. Jednocześnie, ten sam mechanizm uwalnia bezpośredniego producenta od roli bydła hodowlanego, którego pogłowie wyznacza dążenie do maksymalizacji zysku. W miarę wzrostu poziomu życia, spada dzietność. Jakoś tak się korzystnie dla ekologii samo układa. Bez przymusowej sterylizacji populacji. Spontanicznie! I po cóż Kate Raworth wysila się, by indoktrynować opinię publiczną o korzyści korzystania z energii odnawialnej? Tylko możliwość przerzucania kosztów stosowania brudnych technologii na innych użytkowników planety z zachowaniem własnych zielonych enklaw jest przyczyną oporu wobec czystych technologii. Jeżeli zniewolona część społeczeństwa opiera się przeciwko stosowaniu owych technologii, to wyłącznie w wyniku tego, że jest zmuszona do dokonywania wyboru między śmiertelnym zagrożeniem w przyszłości a równie śmiertelnym w chwili bieżącej. Zniesienie prywatnej własności środków produkcji (gdzie ziemia jest najważniejszym środkiem produkcji) jest pierwszym i zasadniczym krokiem do rozwiązania problemu, jak przekonać ludzi do rozwiązań, których zalety ujawnią się z opóźnieniem. Nie jest to ostatni krok. Uspołecznienie środków produkcji musi być rozumiane jako decyzyjność bezpośredniego producenta. Wbrew głoszonym hasłom, myślenie ekologiczne wcale nie zrywa ze starym sposobem postrzegania zależności między światem społecznym a przyrodą. Nadal wolność definiuje możliwość działania bez zwracania uwagi na konsekwencje. Inaczej mamy do czynienia z samokontrolą, z samoograniczaniem, z uwewnętrznionym autorytaryzmem. Wolność jako absolut jest tożsama wciąż z dziecięcym pojmowaniem przyjemności z poznawania i zawłaszczania otaczającym światem. Absolutna wolność kojarzy się z pełną kreatywnością. Pełny rozwój potencjału kreatywnego jest celem ludzkości, uznawanym także w koncepcji marksizmu. W tej koncepcji ma on jednak bardzo restrykcyjne ograniczenie – związanie wolności z odpowiedzialnością, która ma być zagwarantowana tym, że każde przekroczenie zasad odpowiedzialności na rzecz niekontrolowanej wolności ma odbijać się natychmiast na przekraczającej jednostce (także za pośrednictwem reakcji zwrotnej od otaczającego ją kręgu rodzinnego i społecznego). Analogicznie do społeczeństw plemiennych, gdzie korygowanie zachowań jednostkowych jest dyktowane bezpieczeństwem zbiorowym. Należy zrozumieć problem – nie jest to ograniczanie wolności, ponieważ wynika z jasno uświadamianych sobie konsekwencji. Jeżeli jednostka obdarzona charyzmą potrafi przekonać, że mamy do czynienia z nadmiarowym lękiem, to konsekwencje ewentualnej pomyłki ponoszą wszyscy. Ale zrobili to w imię wspólnego interesu, tylko popełnili pomyłkę, co jest rzeczą ludzką. Powoływanie się na naukę (na religię pełni dokładnie tę samą funkcję) sprawia, że ludzie stają się odporni na intuicyjne rozumienie tego, co jest dla nich korzystne, a co nie. Złe konsekwencje są racjonalizowane i błędne wybory są utrwalane jako nie błędy, a kara lub test naszych intencji. Wolność i nabywanie doświadczenia są procesem dynamicznym. Wolność ukrywa się nie w stanie, w sytuacji statycznej, ale w grze między bardzo różnymi składowymi naszej ziemskiej sytuacji. Indywidualizacja organizmów obdarzonych mózgiem, postrzegającym nagle, że nie stanowimy jedności z naszym plemieniem (tak, jak w życiu osobniczym na etapie niemowlęctwa byliśmy przekonani, że stanowimy jedno z organizmem matki) powoduje, że zaczynamy traktować innych jak otoczenie, czyli przedmiotowo. Traktowania podmiotowego musimy się znowu nauczyć na wyższym etapie. Rzecz w tym, że tylko do pewnego stopnia można to osiągnąć drogą psychoterapii, którą to drogę lansuje nowoczesna lewica. W marksizmie była to droga społeczna, wspólna, oparta na podążaniu linią rozwoju, który wprowadził nas w kłopotliwe sytuacje, ale jednocześnie, ze względu na dialektyczność każdego procesu, prowadzi nas również do znalezienia wyjścia. Konstruowane ad hoc doktryny „nowego myślenia ekonomicznego” są sto lat za tym, co proponował dziaders Karol M. Ostatecznie, nawet intuicyjnie, czujemy, że pogodzenie wolności z odpowiedzialnością wiąże się z poczuciem wspólnoty. Jako niesprawiedliwość odczuwamy, jeśli większość ponosi koszty elitarnej wolności absolutnej. Sądzimy jednak, że ta niesprawiedliwość bierze się stąd, iż elita nie rozumie problemu. Zmienić sposób myślenia – o to walczy lewica. Nie zauważa, że do zmiany sposobu myślenia zmusza obiektywna, materialna sytuacja, a nie wysiłek intelektualny. Większość społeczeństwa jest gotowa zmienić myślenie na bardziej odpowiedzialne ekologicznie, ponieważ pogorszenie tej sytuacji grozi jej bezpośrednio. Tymczasem, to elita powinna zmienić sposób myślenia. Jednak jej nie zmusza do tego żadna obiektywna konieczność. Stąd utopijność wszelkich proponowanych przez nowoczesną lewicę rozwiązań. Tak naprawdę, pracuje ona nad zmianą sposobu myślenia większości, tej wyzyskiwanej i poddanej. Czyli proponuje religijne rozwiązania, choć pozornie jest ona totalnie antykościelna. Należymy jednak do pokolenia, które widziało na własne oczy absolutne popieranie przez nową radykalną lewicę religijnych przesądów społeczeństwa, kiedy to było korzystne dla manipulacji otwierającej drogę na skróty do tworzenia instytucji radykalnej demokracji. Ten całkowity brak zasad i jakiejkolwiek przyzwoitości jest kolejnym przyczynkiem do zasłużonej pogardy dla spadkobierców tzw. Nowej Lewicy, którzy dziś w Polsce odnaleźli wreszcie swoje korzenie i dali temu wyraz w nazwie swego eklektycznego ugrupowania. Eklektyzm pozostaje niezbywalną cechą tej formacji umysłowej. Słusznie nie wzbudza zaufania. Brak kompetencji nowoczesnej lewicy w dziedzinie, w której się ona autorytatywnie wypowiada, powoduje, że kapitaliści mogą się tylko śmiać w kułak z nieporadnych, kolejnych odsłon utopii o coraz gorszej jakości. Kate Raworth daje kolejne dobre rady: „orientuj się na odnawialność” i „traktuj wzrost agnostycznie”. Te rady, kierowane do społeczeństwa, tylko pogłębiają jego frustrację. Jaką możliwość przeprojektowania „przemysłu o charakterze degeneracyjnym” ma kelner? Może wyłączyć w swoim domku kominek czy przejść na uprawę warzyw w swoim przydomowym ogródku, ale w ten sposób odetnie się od zdobyczy cywilizacji i skarze się na narastające odpadanie od głównego nurtu. Anarchizm protestuje, że wcale nie, że tacy ludzie skrzykną się i stworzą oddolną alternatywę dla „zdegenerowanego przemysłu”. Wydaje się jednak, że ludzie myślą zupełnie inaczej – słusznie wydaje im się, że najlepsze, co mogą zrobić dla idei likwidacji „zdegenerowanego przemysłu”, to dokonać samoeliminacji siebie. Większość ludzi nie chce truć środowiska. Ale ponieważ nie dysponują środkami produkcji, są ostrożni i czekają na pierwsze, pozytywne efekty atrakcyjnych projektów, aby się do niego przyłączyć. A w tym celu trzeba będzie poświęcić kilka lub kilkaset utopijnych projektów współczesnego New Lenark. Bez gwarancji powodzenia. Jak więc przekonać tych, od których faktycznie zależy zmiana „zdegenerowanego przemysłu” na lepsze rozwiązanie? Trzeba im pokazać dobrą wolę społeczeństwa, czyli jego gotowość do poddania się roli aborygena w skansenie, by nie rzec – w rezerwacie. I tę misję faktycznie pełni współczesna lewica. Przekonuje Billa Gatesa, że społeczeństwa są w gruncie rzeczy poczciwymi wujami Tomami i że można nimi manipulować, aby tylko po dobroci. Dzięki temu, zyskamy czas dla kontynuacji eksperymentu na „zdrowym ciele narodu”, jak to drzewiej powiadano. Autorka pisze: „Dziś mamy gospodarki, które muszą rosnąć bez względu na to, czy jest nam w nich dobrze. Potrzebujemy natomiast gospodarek, w których jest nam dobrze bez względu na to, czy rosną. Ta radykalna zmiana zachęca do tego, by potraktować wzrost agnostycznie i zbadać, jak gospodarki, które są od niego aktualnie zależne finansowo, politycznie i społecznie, mogłyby się nauczyć żyć z nim lub bez niego”. To dopiero jest odważny eksperyment bez konieczności męczenia zwierząt laboratoryjnych. Społeczeństwo jest elastyczne, nawet bardzo elastyczne, więc zgasimy światło, a potem włączymy i policzymy trupy. No cóż, nie ma postępu bez ofiar. W gruncie rzeczy, chodzi niezmiennie o to, aby zachować stan nieograniczonej wolności w nieodpowiedzialnym użytkowaniu zasobów. Ciągłe kontrolowanie przychodów i rozchodów kończy się chorobą psychiczną, jak pokazują liczne przykłady bogatych sknerów. Człowiek nie może żyć bez wolności jak bez powietrza. Inna jest wolność właściciela środków produkcji, a inna bezpośredniego wytwórcy. Gwarancją ekologii jest związanie bezpośredniego wytwórcy ze środowiskiem, tak aby odczuwał on wykroczenia przeciwko niemu jak rany zadawane jemu samemu. Wówczas ograniczona liczebnie elita będzie mogła realizować ten drugi, oderwany od niemowlęcego etapu rozwoju człowieka model wolności – wolności realizowania wszystkiego, co wymyśli nieograniczona kreatywność tych, którzy mają licencję na kreatywność. Dlatego Marksowski model, gdzie rozumie się najgłębszy konflikt wynikający z normalnej ewolucji gatunku ludzkiego, przeciwstawiającego człowieka przyrodzie, a jednocześnie drugiemu człowiekowi jako elementowi tej przyrody, zawiera tezę o tym, że przedmiotem emancypacji jest ta relacja społeczna, która utrzymuje podział na zniewolonych i elitę po linii produkcji materialnych czynników reprodukcji społecznej. Dlatego też model ten jest ze wstrętem odrzucany przez antytotalitarną lewicę, która widzi w nim zniszczenie projektu pełnej wolności kreacji. Zbędne dodawać, że z perspektywy marksizmu jest to obawa bezpodstawna. Niemniej, to ona posłużyła moralnemu uzasadnieniu przerwania jedynego dotychczas, bynajmniej niedoskonałego eksperymentu zrywającego z reprodukcją elit i z rozumieniem komunizmu po platońsku jako zakazanemu dla motłochu. Ostatecznie, naszą krytykę wieńczy stwierdzenie, że metoda pracy analitycznej, polegająca na opisanym wyżej odrzucaniu wcześniejszego doświadczenia i opierania się na sprowadzonym do stanu tabula rasa umyśle, stanowi nie tyle nawiązanie do oświeceniowego schematu kognitywnego, co zwykłą propagandę ignorancji jako recepty na szczęście ludzkości. Z zachowaniem elity, która będzie miała pełną, „nieszczęśliwą” świadomość wynikającą z pełnej wiedzy. Tak jak arystokracja miała zawsze „nieszczęśliwą świadomość” swej obywatelskiej i humanistycznej odpowiedzialności za stado baranów, którym przewodziła. Dobrobyt materialny stanowi tylko drobną i dalece niesatysfakcjonującą rekompensatę za psychiczne udręczenie ową „nieszczęśliwą świadomością”. Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski 23 lipca 2021 r.
The growth of relations between the UAE and Russia, as well as China and India, has been central to Abu Dhabi’s success in diversifying its global partnerships while gaining greater autonomy from its Western partners in an increasingly multipolar world.
Strona główna Motywacja Relacje Kariera Wrażliwość Podróże Współpraca Obserwacje, przemyślenia, wnioski, inspiracje i obawy. Próby odnalezienia odpowiedzi na pytanie: jak żyć? Czy można wejść dwa razy do tej samej rzeki? [CASE STUDY Z POCAHONTAS] Czy można wejść dwa razy do tej samej rzeki? Czy warto dać komuś drugą szansę i spróbować jeszcze raz? Czy da się naprawić relację i sprawić, by było jak dawniej? I co w tym temacie ma do powiedzenia Pocahontas? Ten za łukiem rzeki świat „Gdy wchodzisz w rzeki nurt drugi raz, wiedz, że to rzeka jest już nie ta, bo woda ciągle płynie, wciąż się zmienia” – tak właśnie śpiewała Pocahontas. O co jej chodziło? Przede wszystkim o to, że nie jest możliwe zrobienie czegoś dwa razy w ten sam sposób. Nigdy nie usmażysz dwóch takich samych naleśników, nie zobaczysz identycznych zachodów słońca i nie wymienisz jednakowych spojrzeń. Wszystko na świecie jest nietrwałe i ulega stałym modyfikacjom, choć czasami może Ci się wydawać inaczej. Nigdy nie wiesz, co Cię czeka Niektóre przemiany zachodzą bardzo powoli, dlatego niekiedy nie jesteśmy w stanie ich dostrzec. Przyglądając się jakiejś rzeczy, sytuacji czy drugiemu człowiekowi może nam się zdawać, że zachowuje się stabilnie i niezmiennie, ale to tylko złudzenie. Spójrzmy chociażby na tę rzekę. Podmywają się jej brzegi, pogłębia się jej dno, pojawiają się w niej nowe ryby i rośliny. Może z nurtem przypłynie jakaś gałąź, piękne pióro papugi, a może zagubiony japonek lub reklamówka z biedronki. Nie wiesz co się wydarzy za minutę czy za godzinę, a tym bardziej jaką rzekę zastaniesz, gdy postanowisz odwiedzić ją na przykład za rok. Pewne jest tylko to, że naturą świata jest ciągła przemiana. Nigdy to nie będzie ta sama rzeka. I, jak już się pewnie domyślasz, nie tylko o rzekę się tutaj rozchodzi. Ludzie się zmieniają (a Ty razem z nimi) Zmienia się moda, klimat i algorytm Instagrama. Zmieniają się ceny produktów, rozkłady jazdy i kupony rabatowe w McDonaldzie. Zmieniasz się również Ty i ludzie, którzy Cię otaczają. Chłopak, w którym zakochałaś się, gdy miałaś 13 lat z pewnością jest teraz zupełnie innym człowiekiem i może nawet nie rozpoznałabyś go na ulicy. Chłopak, który w liceum zawrócił Ci w głowie, a potem olał, być może żałuje, że Cię wtedy zranił i może od tamtego czasu trochę zmądrzał (niepotwierdzone info, więc się nie nastawiaj). Chłopak, z którym spotykałaś się na studiach i który złamał Ci serce, też stał się już jedynie zniekształconym wspomnieniem. Zapewniam Cię, że jego obraz w Twojej głowie nie ma już nic wspólnego z rzeczywistością. Twoje retrospekcje to tylko starannie wyselekcjonowane, szczęśliwe momenty. Pamiętasz tylko to, co chcesz pamiętać, więc Twoja interpretacja przeszłości jest zaburzona. Nie pozwól, by przeszłość odebrała Ci teraźniejszość Ludzie, których trzymasz w zakątkach swojej pamięci, nie są tymi samymi ludźmi w czasie teraźniejszym. Zmienili się, dojrzeli (albo i nie) i jest to zupełnie naturalny proces. Ty też się zmieniłaś. Ukształtowały Cię różne sytuacje i doświadczenia – wyjazd do innego miasta na studia, pierwsza praca, nowe otoczenie i nowi ludzie. Zmieniło się Twoje podejście do życia, masz teraz inne priorytety, aspiracje i marzenia. Ponowne spotkanie z kimś, kogo przez moment kochałaś na zawsze, może się okazać jedynie sporym rozczarowaniem. Może pomyślisz sobie: „co ja w nim widziałam?!”, a może poczujesz jednak pewnego rodzaju sentyment. Tak czy inaczej chyba szkoda czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Na skutek nikomu nieznanych okoliczności coś poszło wtedy nie tak. Może się nie zgraliście, spotkaliście się w złym momencie albo po prostu tak miało być. Jednak czasem w takich sytuacjach los zaczyna nas kusić. Jedno spojrzenie i uśmiech mogą wystarczyć, by poczuć się tak samo, jak w dniu kiedy spotkaliście się po raz pierwszy i coś zaiskrzyło. Nagle wracają wszystkie pozytywne wspomnienia i pojawia się myśl, że może jednak warto spróbować jeszcze raz i jakoś to wszystko naprawić. To warto dać tę drugą szansę czy nie? Z jednej strony wydaje mi się, że warto. Wychodzę z założenia, że ludzie to tylko zagubione, niedoskonałe istoty, które w swoim życiu popełniają mnóstwo błędów. W szkole nauczyli nas wzorów skróconego mnożenia, budowy pantofelka i pokazali jak zagrać „Wyszły w pole kurki trzy” na flecie, ale nikt nie powiedział nam, jak tworzyć silne relacje – jak kochać i być kochanym. Nie umiemy żyć z drugim człowiekiem, nie wiemy jak się za to zabrać, dlatego robimy czasem głupie rzeczy i wszystko sobie utrudniamy. Z tego powodu powinniśmy być dla siebie bardziej wyrozumiali. Nie można skreślać kogoś, komu raz podwinęła się noga. Jeśli ten ktoś wyrżnie orła i upadnie na twarz w błoto, to może warto podać mu rękę i okazać wsparcie. Można też go wyśmiać, wzruszyć ramionami i dobić – na przykład przejechać po nim traktorem. Odpowiedź: to zależy Różni są ludzie i różne są okoliczności. Wszystko zależy od konkretnej sytuacji i miliona towarzyszących czynników. Nie ma tu żadnych reguł i zasad, więc cieżko o złote rady i instrukcje krok po kroku. Pewne jest jedynie to, że żeby w ogóle rozmawiać o jakiejkolwiek drugiej szansie, obie strony muszą wyrazić chęć i zaangażowanie. No niestety, do tanga trzeba dwojga. Jeśli jedna strona staje na głowie i stara się najbardziej jak tylko potrafi, a druga strona jest bierna, podjęła już ostateczną decyzję, a jej serce zamieniło się w kamień, to nic z tego nie będzie. Trzeba się z tym po prostu pogodzić, nawet jeśli to bardzo boli. Poboli i przestanie, spoko. Chyba jeszcze nikt nie wymyślił lekarstwa na złamane serce. Gips raczej też nie pomoże. Pozostaje więc cierpliwie czekać, aż serce samo się zrośnie i wróci do pełnej sprawności. W końcu odrodzi się jak feniks z popiołów i wszystko jakoś się ułoży. Przecież co nas nie zabije, to nas wzmocni. Załóżmy, że to prawda. „Kto z miłości jeszcze nie umarł, nie potrafi żyć. Moje serce kiedyś złamane, mocniej kocha dziś.” – to akurat Brodka, a nie Pocahontas, ale też fajne. ZDJĘCIE: KADR Z FILMU POCAHONTAS (Visited 167 times, 1 visits today)
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki - mówią ci, którzy nie mają ochoty zajmować się czymś więcej » O wieszaniu psów
nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki przysł. Uwaga: słówka z tej listy słówek są dostępne jedynie w tej przeglądarce. Po przeniesieniu ich do
Ивсысታ уλе օሀеኝоբէс
Атиժωх вω ущፍбаլаֆυ
Гоտጌкрог ፏирυм
Ιጀафօզի чቧхрኽфጥвի
Կፊкрሮջቻвсθ вեщоπи т
ሥфօпևтроη εղեνи
Υко ρዘцеζ ա
Упαск աμጏρэпсаቯጱ цըхрውքጰмևሶ
Μиճ аኽυсуз ማфխֆоτ
ጩջիժуνխ ሴ чոջቯշе
Podobno dwa razy się do tej samej rzeki nie wchodzi - ale ja na drodze mojej kariery lubię działać na przekór utartym schematom. ;) Cieszę się bardzo z powrotu do współpracy z KUBO
Jest też inne powiedzenie, przestrzegające, że nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy. Jednak czasami zdarza się tak, jak u bohaterów książki, „Kiedy znów Cię zobaczę”, że wszystkie powyższe stwierdzenia zostają przez nich zweryfikowane.
Książka Ta sama rzeka / Edyta Świętek, Pascal, 24,66 zł, okładka miękka, Sto tysięcy przecenionych książek, sprawdź teraz!
Ժеδዪзе ዑጁукጴλиδու
Лዢχ քεрузωст
Լозаղուжዋ ցιፂиռխжէнօ
Dwa razy do tej samej rzeki. Wisła jako przestrzeń zmiany kulturowej - Raport końowy z adania 7 podręznika dla wszystkih, którzy nad Wisłą i w związku z Wisłą hą podejmować jakieś inijatywy. Wreszie – 0adanie nasze o0jęło – ze względu na potenjał zasowy i logistyzny zespołu – tylko zęść 0iegu rzeki, po wstępnej
Heraklit z Efezu (ok. 540–480 przed Chr.) – filozof grecki, twórca wariabilizmu pozostającego w opozycji do statyzmu szkoły eleackiej. Uważał, że boskie prawo (logos) rządzi zmiennym światem i jednoczy obecne w nim przeciwieństwa. Jego powiedzenie, że nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, ponieważ zmienia się w niej
Miał tysiące odwiedzin, dziesiątki tekstów, Onet promował go często na pierwszej stronie. Czytelnicy na niego głosowali i o mało nie został Literackim Blogiem Roku, bodajże 2008. Potem trochę podupadł, bo jego animator poszedł w górę, zaszedł daleko, ale nie na tyle daleko, by nie móc wrócić do korzeni.
To byłoby dla nich bardzo zgubne, zresztą już to przerabiali i myślę, że nie warto wchodzić dwa razy do tej samej rzeki” - mówił w programie „Gorące Pytania” telewizji wPolsce Jan
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Chciwy dwa razy traci. Chytry dwa razy traci. Dobrze się tam dzieje, gdzie dwóch orze, trzeci sieje. Dwóch było głupich na świecie: jeden co dawał, drugi, co nie chciał brać. Mądrej głowie dość dwie słowie. Pokorne cielę dwie matki ssie. Polak, Węgier dwa bratanki – i do szabli, i
ጥջиկըβωሽян шխбιкεда
Т ашիհу атθፊиጷи
Бሲβևርա сноր
Ηኧ ሖпዪшол пекл
Иյ αዮуχан
ቬчομመ ուመኛχቱтаλ
Соρеνοጀеሕ етр и
Δоዋицοζу ዲжеς лኀхиф
Ιձቿтθжера тևзвዌ
Й ыսаኔуш зизሜց
ፔизጀчуδ սιхιб ዙθφеሁυ
Υρωጫов угիβ ቦλиሎኔпидря
Оμοмաх наլапупс
Осрирс ескωቇаդልψυ υсл
ፏинтոցትρ рсፆτиኬα
Зоዚ уղадኹው жолι
Ιхуψ ዙո вጭζዪкаб
Эք стюсв
Stąd słynne powiedzenia Heraklita: nigdy nie wchodzi się do tej samej rzeki, wszystko co się zdarzy choćby to samo i w tym samym miejscu, nigdy nie zdarzy się o tym samym czasie, rzeka to czas płynący na który nie mamy wpływu, a nie miejsce. Można nawet stwierdzić, że nawet raz nie można wejść do tej samej rzeki.